Z roku na rok zwiększa się liczba spraw, w których pacjenci lub rodziny występują z roszczeniami w związku z błędami medycznymi. Zadośćuczynienia są coraz bardziej adekwatne do szkód - mówi mec. Joanna Smereczańska-Smulczyk.
Ekspertka, która jest szefową organizacji "Pomoc Poszkodowanym - Ogólnopolska Izba Pośredników i Przedstawicieli Firm Odszkodowawczych" podkreśla równocześnie, że tego typu sprawy przed sądami ciągną się latami, a największym problem jest udowodnienie lekarzom czy szpitalowi, że do błędu rzeczywiście doszło.
Dodaje, że najwięcej spraw dotyczy błędów okołoporodowych, np. zbyt późno podjętych decyzji o cesarskim cięciu, w czego wyniku dochodzi do niedotlenienia dziecka i do jego niedorozwoju. Kolejna grupa to niewłaściwa diagnoza czy niepełne rozpoznanie stanu pacjenta i tym samym niewłaściwe określenie sposobu leczenia. Są też sprawy, które dotyczą złej organizacji pracy w placówce. Chodzi głównie o brak opieki lub nadzoru.
Mecenas wskazuje, że największą trudnością dla występującego z roszczeniami może być udowodnienie, że do błędu medycznego w ogóle doszło - obowiązek przedstawienia dowodów potwierdzających zasadność roszczenia spoczywa na osobie poszkodowanej. Takimi dowodami są np. dokumentacja medyczna, oświadczenia świadków.
- Często trudno jest uzyskać z placówek medycznych pełną dokumentację leczenia pacjenta, bywa, że jest wybrakowana, nieczytelna. Nie zawsze też sprawa jest ewidentna. Problemem może być wskazania momentu, etapu leczenia, w którym doszło do błędu, skutkującego pogorszeniem stanu zdrowia czy zgonem pacjenta. Dlatego tego typu sprawy ciągną się latami i wymagają zaangażowania wielu osób - mówi ekspertka.
Zauważa jednocześnie, że takich spraw jest z roku na rok coraz więcej. - Świadomość społeczeństwa rośnie. Już nie ma mitu lekarza, który jest osobą nieomylną. Zresztą każdy ma prawo do błędów, chodzi tylko o to, że jeżeli faktycznie ten błąd został popełniony, to trzeba się do niego przyznać, a nie próbować uciekać od odpowiedzialności - ocenia mecenas.
Wyjaśnia, że katalog roszczeń jest bardzo bogaty.
- Kodeks cywilny mówi, że mamy prawo do zadośćuczynienia z tytułu śmierci osoby bliskiej w wartości, która ma nam zrekompensować krzywdę, ból i cierpienie, czyli fakt, że tej osoby już z nami nie ma. Mamy możliwość ubiegania się o odszkodowanie z tytułu znacznego pogorszenia sytuacji majątkowej. Mamy prawo do zwrotu kosztów pogrzebu, kupna odzieży żałobnej. W sytuacjach, w których doszło do pogorszenia stanu zdrowia, można domagać się zwrotu kosztów leczenia, rehabilitacji, sprzętu, przystosowania domu, mieszkania dla osoby niepełnosprawnej, przejazdów do lekarzy, na rehabilitację. W niektórych przypadkach może też przysługiwać renta - wymienia.
W jej ocenie kwoty uzyskiwanych w Polsce odszkodowań, zadośćuczynień za błędy medyczne są obecnie kwotami adekwatnymi, właściwymi.
- Jeżeli np. na skutek błędu medycznego dziecko będzie do końca życia niepełnosprawne i będzie wymagało opieki, trudno sobie wyobrazić, by kwota 20 czy 30 tys. zł była adekwatna do sytuacji, w której znalazła się rodzina. Milion złotych i więcej to nie są zadośćuczynienia zawyżone; ich wysokość pozwala na zrekompensowanie tego, co się stało, i stworzenie osobie poszkodowanej odpowiednich warunków do życia. Pamiętać też należy o innych świadczeniach należnych takiej osobie i jej rodzinie, np. renty z tytułu zwiększonych potrzeb czy też renty dla rodzica, który musiał zrezygnować z pracy zawodowej, by opiekować się tak chorym dzieckiem - stwierdza mecenas.
Podkreśla, że większość spraw nie kończy się ugodą, która jest dobrym sposobem na szybkie zakończenie sprawy, w której stan zdrowia poszkodowanego jest jednoznaczny, np. wiadomo, że w przyszłości nie będzie konieczne przeprowadzenie drogich operacji. Ugoda co do zasady wyłącza bowiem możliwości dalszych roszczeń.
- W przypadku błędów medycznych zawsze trzeba jednak zakładać, że może dojść do pogorszenia stanu zdrowia. Chyba że warunki tej ugody są tego rodzaju, że uwzględniają odpowiedzialność na przyszłość, co jest rzadkością, bo strony zawierając ugodę chcą zamknąć sprawę raz na zawsze. Tymczasem może dojść do pogorszenia stanu zdrowia, komplikacji wymagających dodatkowych nakładów finansowych na leczenie i opiekę - zwraca uwagę mecenas.
Źródła: RynekZdrowia